Ostatnie lata w światowej gospodarce to okres bogaty w różnego rodzaju niekonwencjonalne narzędzia polityki pieniężnej nakierowane w stronę osiągnięcia przez banki centralne celów inflacyjnych. Polska na tym polu była do tej pory bardzo konserwatywna, a poziom nominalnych stóp procentowych ustalanych przez Narodowy Bank Polski nie uległ zmianie od początku 2015 roku. Z tego powodu krajowa polityka pieniężna wciąż cechuje się pewną przestrzenią w ramach konwencjonalnego spektrum narzędzi, które może zostać użyte w razie potrzeby, a czego największe banki centralne (Stany Zjednoczone, strefa euro, czy Japonia) na świecie zrobić już nie mogą.
Europejska zapaść przemysłu uderza w USA i Polskę
Niskie stopy procentowe ustalane przez bank centralny przekładają się na niskie oprocentowanie depozytów oraz kredytów. Teoretycznie takie środowisko powinno sprzyjać wzrostowi akcji kredytowej oraz wyciąganiu środków z depozytów w kierunku lokowania ich w bardziej rentowne inwestycje. Po części niskie stopy procentowe zaczynają uwypuklać się na rynku nieruchomości, gdzie ceny rosną w coraz żwawszym tempie, a w ostatnim czasie ich dynamika w Polsce mocniej odbiegła od tejże w strefie euro (na podstawie danych Eurostatu za drugi kwartał 2019). Warto przy tym zauważyć, że od pewnego czasu realne stopy procentowe (nominalne stopy NBP deflowane wskaźnikiem inflacji CPI) pozostają ujemne, co w większości przypadków sugeruje stratę na lokatach w ujęciu realnym. Niemniej wartości realne, w przeciwieństwie do nominalnych, nie są obserwowalne, co w pewnym stopniu łagodzi ww. mechanizm. Teoria jednak była do tej pory zwodnicza.
Tempo wzrostu depozytów w polskim systemie bankowym pozostaje znaczne, zaś tempo przyrostu kredytu w gospodarce dość słabe, pomimo bardzo dobrej koniunktury w ostatnich kwartałach. Solidny przyrost depozytów gospodarstw domowych wynika między innymi z bardzo dobrej sytuacji na rynku pracy. Z kolei przyrost depozytów przedsiębiorstw i wciąż relatywnie niska aktywność kredytowa może mieć swoje podłoże w różnych rodzajach niepewności, wszak to nie koszt kapitału jest tutaj znaczną przeszkodą. Co więcej, koszt pracy stale rośnie, co tym bardziej powinno zachęcać do przełączania produkcji z pracochłonnej na kapitałochłonną.
Z najnowszych danych Narodowego Banku Polskiego wynika, że wartość depozytów złotowych w systemie bankowym na koniec września sięgnęła 1,275 biliona złotych. Z tego największe zobowiązania banki miały w stosunku do gospodarstw domowych, których wartość depozytów w analogicznym okresie wyniosła łącznie 855 mld złotych. Wartość depozytów przedsiębiorstw niefinansowych z kolei oscylowała blisko poziomu 288 mld złotych. W analizie warto zróżnicować depozyty na bieżące oraz te z terminem zapadalności do 2 lat włącznie. Te pierwsze w przytłaczającej większości są środkami w ogóle nieoprocentowanymi, te drugie oferują oprocentowanie nominalne, które w obecnych warunkach w ogromnej większości znajduje się poniżej stopy inflacji. Znamienne jest jednak to, co dzieje się z wartością depozytów bieżących w ostatnich kilku latach. Mianowicie, mniej więcej od 2015 roku dynamika ich wzrostu jeszcze przyspieszyła, podczas gdy wartość depozytów terminowych zaczęła delikatnie zniżkować. Oznacza to, że coraz większa wartość środków zaczęła być trzymana na nieoprocentowanych rachunkach bankowych. W moim przekonaniu w dużym stopniu jest to rezultat niskich stóp procentowych, które zatarły różnicę między depozytami terminowymi (płacącymi pewne odsetki), a bieżącymi (w przytłaczającej większości niepłacącymi żadnych odsetek).
Pewnego rodzaju dowodem takiego rozumowania jest poziom oprocentowania depozytów złotowych na rynku. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat uległ on znacznej obniżce, podobnie z resztą jak w większości światowych gospodarek. Warto przy tym zwrócić uwagę, że poziom depozytów terminowych gospodarstw domowych (płacących odsetki) rósł w umiarkowanym tempie mniej więcej do 2015 roku. Wykres załączony obok wskazuje, że w tym okresie średnie oprocentowanie depozytów na polskim rynku marginalnie rosło. Proces ten zakończył się wraz z końcem 2014 roku, kiedy to NBP zdecydował się obniżyć główną stopę procentową o 50 punktów bazowych, do poziomu 2%. Kilka miesięcy później, na początku roku 2015, miała miejsce kolejna takiej samej skali obniżka stóp procentowych. W następstwie tych ruchów średnie oprocentowanie depozytów uległo wyraźnej obniżce z okolic 2,5-3% w rejon zbliżony do 1-1,5%. W tym jednak okresie osoby oszczędzające na lokatach bankowych miały mniej powodów do zmartwień, gdyż roczna dynamika inflacji pozostawała ujemna. Zmiana nadeszła wraz z początkiem 2017 roku, a kolejne mocniejsze uderzenie inflacji miało miejsce już w tym roku. Zaowocowało to spadkiem realnych stóp procentowych (stopy ustalane prze NBP po korekcie o inflację) w rejon -1%, a nawet i poniżej w zależności od przyjętego wskaźnika wzrostu cen.
W wyniku zmian w oprocentowaniu spadła chęć lokowania środków na lokatach terminowych, zarówno przez osoby indywidualne jak i przedsiębiorstwa. Nie oznacza to jednak, że środki te zostały zainwestowane na przykład na rynku kapitałowym (choćby w poszukiwaniu wyższych stóp zwrotu w postaci dywidendy). W dużej mierze trzymane są one obecnie na rachunkach bieżących, które najczęściej nie przynoszą żadnych odsetek. Wartości te są olbrzymie. Na koniec drugiego kwartału suma łącznych depozytów bieżących firm i osób fizycznych przekroczyła 34% PKB, co oznacza praktycznie podwojenie się tej sumy na przestrzeni ostatniej dekady. Dla porównania wartość depozytów terminowych obniżyła się w analogicznym okresie poniżej 17% PKB, co oznacza spadek o ponad 3 pkt. proc. w porównaniu z wielkością sprzed dziesięciu lat.
Polacy pracują coraz bardziej efektywnie
Interesujące byłoby to, w jaki sposób zarówno gospodarstwa domowe jak i przedsiębiorstwa zareagowałyby na kolejne obniżki stóp procentowych. Nie mówiąc już o scenariuszu ujemnych stóp, gdzie za trzymanie środków na rachunkach bieżących należałoby płacić (scenariusz skrajny). W przypadku przedsiębiorstw ciężko oczekiwać byłoby jakiegoś exodusu depozytów (efekt skali ma tutaj kolosalne znaczenie), niemniej inaczej sytuacja mogłaby wyglądać w przypadku klientów detalicznych. Całe szczęście, że w polskich warunkach nie zanosi się abyśmy w przewidywalnej przyszłości mieli testować taki scenariusz na żywym organizmie.