Podczas wczorajszej, niewątpliwie spokojnej sesji otrzymaliśmy jeden, z pozoru mało znaczący odczyt makro z gospodarki USA. Była to produktywność za drugi kwartał bieżącego roku. Wartość ta okazała się duża słabsza od oczekiwań rynku, pokazując spadek w tym okresie o -0,5% k/k.
Co więcej, jeśli spojrzymy nieco bardziej wstecz okaże się, że była to największa ujemna zmiana produktywności od 1993 roku! Z kolei odczyt za drugi kwartał 2016 był trzecim z rzędu pokazującym kurczącą się wydajność czynników produkcji.
Rzecz jasna nie jest to korzystna informacja, gdyż pokazuje, że pomimo popoprawiaj się sytuacji na rynku pracy wydajność pracowników spada. Niemniej przyczyna tego spadku może tkwić właśnie w rynku pracy.
Wraz z coraz ciaśniejszym rynkiem pracy (przez co rozumiemy coraz mniejszą ilość osób wciąż szukających zatrudnienia i słabnącą podaż pracy) naturalną koleją rzeczy jest to, że koszty pracy rosną. To właśnie na te dane ostatnimi czasy zwraca się największą uwagę przy okazji publikowania miesięcznego raportu z rynku pracy. Jest to po prostu nic innego jak dynamika płac, która stanowi koszt dla przedsiębiorstw.
Niemniej wraz z rosnącymi kosztami pracy firmy będą podnosić płace tylko do pewnego momentu (zatem tylko do pewnego momentu będzie to czynnik inflacjogenny). Do jakiego? Dopóty koszty pracy przekroczą relatywny koszt kapitału ze źródła, z którego przedsiębiorstwo go pozyskuje. Wówczas nastąpić powinna swego rodzaju substytucja czynników produkcji, czyli po prosty zamiana i skierowanie większej ilości wydatków na inwestycje, a nie na zatrudnienie. Nie oznacza to oczywiście masowych zwolnień, ale ograniczenie w podwyżkach, co powinna mieć z biegiem czasu przełożenie na słabnącą dynamikę i mniejszy kontrybutor do inflacji.
Zobacz: Dlaczego FED nie powinien podwyższać stóp we wrześniu?
To właśnie wyższy poziom inwestycji powinien z biegiem czasu prowadzić do wzrostu produktywności. Skąd on się bierze? Wraz z zacieśniającym się rynkiem pracy przedsiębiorcy napotykają coraz większe “schody”, jeśli chodzi o zatrudnienie odpowiednich pracowników na wybrane stanowiska. Powoduje to, że presja płacowa zaczyna rosnąć, uruchamiając mechanizm, o jakim pisałem nieco wyżej.
Relację tę widać bardzo dobrze na wykresie powyżej. Zieloną linią oznaczono miejsca pracy, które nie mogą być wypełnione przez odpowiednich pracowników (brak wymaganych osób na rynku pracy poprzez kurczącą się podaż), biała linia przedstawia 2-letnią średnią ruchomą produktywności w USA. Warto jednak dodać, że opóźnienie między obiema liniami wynosi 5 lat (wykres zielony został przesunięty do przodu), co tłumaczy nam, że na wzrost produktywności przyjdzie nam nieco poczekać, nawet jeśli rynek pracy jest już blisko pełnego zatrudnienia.
Sprawdź koniecznie: Odbierz ekskluzywne czasopismo branżowe FxMag ZA DARMO!
Niemniej jednak patrząc na wykres możemy być dość spokojni o dalsze losy kształtowania się produktywności w USA. Niemniej raz jeszcze wartym podkreślenia jest to, jak ważny jest w całej tej układance wzrost dynamiki płac, który ostatecznie przeważy szalę między kosztem pracy, a kosztem kapitału na niekorzyść tego pierwszego.