Czy jestem zdziwiony? Szczerze mówiąc nie bardzo. Ostatnie miesiące pokazały, że sondaże lubią płatać figla, stąd ucząc się poniekąd na przeszłych wydarzeniach byłem mocno sceptycznie nastawiony co do wyników wyborów w UK. Swój pogląd przedstawiłem we wtorek sugerując, że wszystko jest możliwe.
Kiedy w połowie kwietnia premier Theresa May zwoływała przedterminowe wybory parlamentarne cel był jasno określony – umocnić swoją pozycję w parlamencie przed rozpoczęciem negocjacji ws. wyjścia z UE. Wówczas wszystko zdawało się układać w jedną całość. Przewaga Konserwatystów była tak duża, że mało kto spodziewał się innego rezultatu niż zwiększenie ilości mandatów przez partię May. Niemniej później sondaże zaczęły się pogarszać, co poddało w wątpliwość zwycięstwo May.
Pomimo braku możliwości utworzenia przez May samodzielnie parlamentu, zapowiedziała ona podjęcie próby stworzenia koalicji, by zapewnić jakąkolwiek pewność w gospodarce. Jednocześnie zaprzeczyła, jakoby rozważała opcję podania się do dymisji. Trzeba również dodać, że taki, a nie inny głos Brytyjczyków oznacza sprzeciw, co do postawy Konserwatystów do Brexitu.
To wszystko sprawia, że teoretycznie sytuacja ta może prowadzić, iż nowy rząd przyjmie mniej waleczną pozycję w negocjacjach i będzie skłonny na większe ustępstwa. Zatem w średnim lub nawet dłuższym okresie nie powinno to wyglądać aż tak źle dla funta. Niemniej jednak w takim okresie coraz więcej do powiedzenia mają dane makroekonomiczne, to one powinny sterować dalszym kursem GBP. Inną kwestią jest to, że utworzenie koalicji z Partią Pracy nie będzie łatwe. Partia to wydaje się obecnie stać na wygranej pozycji, gdyż niczego nie musi, wszystko może. Z tego powodu May patrzy w kierunku partii z Irlandii Północnej, która zdobyła wystarczająco dużo głosów, by utworzyć większość z Konserwatystami.
Sprawdź Profesjonalny Research InsiderFX
W krótkim okresie jednak taki wynik wyborów sieje zamęt, na złość Theresie May, która zwołując wybory w kwietniu chciała właśnie owy chaos ograniczyć do minimum. W mojej ocenie GBP może pozostać w krótkim okresie pod presją podażową, a dalszy los będzie zależny zarówno od początku negocjacji z UE (i jego przebiegu), od tego kto de facto będzie rządził UK, a także jak na to wszystko zareaguje realna gospodarka. Mówiąc krótko, po wyborach mamy więcej znaków zapytania, aniżeli przed nimi, co kreuje wyższe ryzyko inwestycji w brytyjskie aktywa.
Technicznie dalsza deprecjacja GBP względem USD wydaje się niemalże przesądzona. Para przełamała linię trendową i obecnie celami dla niedźwiedzi są odpowiednio poziomy 1.26, 1.2380 oraz ostatecznie 1.21, choć dojście do tego rejonu wydaje mi się mało prawdopodobne i wymagałoby większej ilości negatywnych informacji z UK. Tym samym, o ile w najbliższych tygodniach spadki na GU mogą być widoczne, o tyle w średnim okresie nie należy moim zdaniem oczekiwać większej jego deprecjacji.
Jednocześnie sugerowałby, że większej przestrzeni do wzrostów nie ma na EURGBP. Uważam, że euro będzie słabsze w najbliższych tygodniach, co powinno w dużej mierze wpływać na małą zmienność na crossie. W średnim okresie dużo bardziej prawdopodobne są moim zdaniem spadki i cofnięcie w kierunku 0,83.
Z punktu widzenia rynku stopy procentowej dla EURGBP widać wyraźnie, iż przestrzeń do dalszej deprecjacji funta szterlinga jest dość ograniczona. Sytuacja ta koresponduje zatem więc z moim poglądem, iż nie powinniśmy ujrzeć już tej pary crossowej istotnie wyżej. Obecnie spread 2-letnich obligacji wskazuje na poziom w okolicy 0,8650.
Z kolei na GBPUSD widać jeszcze pewną przestrzeń do deprecjacji funta. Aktualnie spread rentowności 2-letnich obligacji USA oraz Niemiec sugeruje, że para powinna się znajdować raczej w pobliżu 1,23, a nie obecne 1,27.
Podsumowując, krótkoterminowo GBP może być pod presją podażową, lecz w dłuższym horyzoncie czasowym nie widać już dużej przestrzeni do dalszej deprecjacji.