Gdyby bieżący rok zaczął się z pominięciem stycznia, inwestorzy na amerykańskim rynku akcji mogliby być bardzo zadowoleni. Mianowicie od tego czasu kontrakt na indeks SP500 wzrósł o 300 punktów, zbliżając się do szczytów z maja i listopada ubiegłego roku. Niemniej przysłowie głosi “Co się odwlecze, to nie uciecze”, a coraz więcej sygnałów sugeruje, że zniżki mogą okazać się kwestią czasu. Prześledźmy zatem powody, dla których notowania amerykańskich, a co za tym idzie i światowych giełd mogą rozpocząć wkrótce prawdziwy rynek niedźwiedzia.
Zobacz także: Inwestuj bez ryzyka. Otwórz konto i odbierz 30$ na start
Oczywiście jeśli chodzi o Wall Street w ciągu ostatnich dwóch tygodni, czynnikiem numer jeden, wpływającym na wyceny akcji jest trwający sezon wyników. Jeszcze przed jego rozpoczęciem analitycy głosili, że będzie to jeden z gorszych sezonów. Do tej pory wizja ta zdaje się raczej potwierdzać, mimo to notowania SP500 nie spadały w ostatnim czasie, co więcej, podczas środowej sesji zamknęliśmy się niespełna 2% od rekordów. Według Reutersa wyniki firm za pierwszy kwartał bieżącego roku mają był gorsze średnio o 7,5%. Skąd zatem taka euforia?
Przede wszystkim, chodzi o drugi, główny czynnik sterujący rynkami akcji w minionych tygodniach – ceny ropy naftowej, które odbijają w dość imponujący sposób, co jednocześnie tnie ponurą perspektywę wyników przedsiębiorstw w kolejnych miesiącach. Zaś jeszcze przed trzema miesiącami wspominałem o rosnącej korelacji między cenami ropy naftowej a indeksem światowych akcji MSCI w kontekście wiarygodności Europejskiego Banku Centralnego. Co więcej, według agencji Reutersa obecnie indeks SP500 jest kwotowany na wartości, przy której wyniki firm musiałyby być 17,8 razy lepsze w celu uzasadnienia takiego poziomu. Jest to “najdroższe” notowanie SP500 od 2004 roku. Tym samym zapalić się powinna pierwsza lampka kontrolna, która może dawać do myślenia, iż im balon mocniej napompowany, tym huk będzie większy.
Zobacz także: Dlaczego przyszłość szwedzkiej korony wygląda obiecująco?
Kolejne ostrzeżenie płynie z poziomu zadłużania się obywateli w celu zakupu akcji. W okresie hossy poziom długu zaciągniętego na zakup akcji stale rośnie, implikując coraz wyższe wyceny akcji. Niemniej kiedy optymizm opada coraz większa ilość inwestorów zaczyna patrzeć na zakup akcji ostrożniej, zwłaszcza biorąc pod uwagę rozpoczęty przez FED cykl monetarny zacieśniający warunki finansowe w USA. Choć ruch o 25pb jest raczej symboliczny, to daje sygnał, że okres taniego pieniądza dobiega powoli końca. Nie oznacza to nic innego ja to, że inwestorzy muszą oczekiwać wyższych stóp zwrotu w celu spłacenia kredytu.
Tymczasem ostatnie dane pokazują, że wielkość zadłużenia zaczyna spadać, co może implikować mniejszy popyt na skrajnie wysoko wycenione papiery wartościowe na Wall Street. Dywergencja ta jest największa od 2009 roku, a więc okresu ostatniego kryzysu finansowego (nie licząc bańki na rynku długu krajów peryferyjnej Europy). Ostatni odczyt publikowany przez NYSE pochodzi z lutego, lecz lada dzień powinniśmy poznać dane za marzec. Aktualnie linia obrazująca poziom zadłużenia pod zakup akcji wskazuje na poziom 1800 punktów na SP500, znacznie poniżej aktualnej wyceny.
Zobacz także: Ceny złota wciąż wspierane przez dużych inwestorów
Nieco mniej jednoznaczne dane płyną z rynku opcji na SP500. Przy okazji ostatniej analizy wskazywałem na możliwość odbicia kontraktów z racji dość wysokiego poziomu wskaźnika P/C ratio. Jest to indeks tworzony poprzez podzielenie ilości opcji PUT (zakładających spadek) i CALL (kupowanych przez inwestorów zakładających zwyżkę danego aktywa) na SP500. Im wyższy poziom P/C ratio, tym większa szansa na wzrosty z uwagi na wyprzedanie rynku (ilość opcji PUT zaczyna zrównywać się lub przekraczać ilość opcji CALL) i vis a vis.
Jak widać powyżej, ostatnio mieliśmy dość wyraźny skok samego wskaźnika, lecz przedtem oscylował on przez dłuższy czas poniżej 0,7. Ponowny jego spadek mógłby wywrzeć ostatecznie większą korektę na SP500, zwłaszcza biorąc pod uwagę wycenę oraz aktualną sytuację techniczną, która skądinąd zachęca coraz bardziej do sprzedaży.
Z racji tego, że przed nami ostatnia sesja w tym tygodniu warto spojrzeć na interwał tygodniowy kontraktów na SP500. Notowania dotarły do krytycznej linii trendowej, będącej jednocześnie górnym ograniczeniem kanału trendowego. Na chwilę obecną tworzy nam się świeca przypominająca szpulkę, która w obecnym miejscu jest sygnałem niezdecydowania i ma oznaki zmęczenia rynku byka.
Zobacz także: Czy to już koniec wzrostów japońskiego jena?
Ponadto warto spojrzeć, że podczas wczorajszej sesji na interwale dziennym wyrysowała nam się formacja objęcie bessy i to na tak ważnym pułapie cenowym. Idealnym rozwiązaniem z tego punktu widzenia byłoby zamknięcie dzisiejszej sesji poniżej wczorajszego minimum, co potwierdziłoby równocześnie wczorajszą strukturę świecową, zaś na interwale tygodniowym otrzymalibyśmy klasyczną doji. Celami dla niedźwiedzi pozostają kolejno wykreślone linie z kluczowym wsparciem na 1805 punktów.