Początek tygodnia upływa pod dyktando informacji z dalekiego wschodu, gdzie druga, największa gospodarka świata zobowiązała się do wykonania inwestycji na kwotę przekraczającą 100 mld USD w celu sfinansowania strategii “Jeden Pas, Jedna Droga”. Ta jakże ambitna inicjatywa ma wzmocnić inwestycje w Chinach, co może znaczący wpływ na powiązania gospodarcze z innymi państwami.
Jak zapowiedział chiński prezydent Xi Jinping, Chiny będą dążyć do zbudowania tzw. sytuacji win-win z innymi krajami partycypującymi w tej inicjatywie. Dodał również, że wysiłki jakie zostaną podjęte mają promować wzrost gospodarczy zarówno na poziomie lokalnym (kraje azjatyckie) jak i globalnym.
Płace i produktywność problemem współczesnej gospodarki
Plany są naprawdę imponujące. W efekcie końcowym mamy otrzymać sieć połączeń logistycznych i transportowych między Azją, Europą, Bliskim Wschodem oraz Afryką. Zaangażować się ma nawet 65 krajów, które łącznie stanowią około 33% światowego PKB oraz 60% ludności na całym globie.
Bardzo przychylnie na takie pomysły patrzą inne instytucje. Zdaniem Christine Lagarde, szefowej MFW, takie zobowiązanie ze strony Chin może pomóc zwiększyć globalny handel, inwestycje oraz współpracę finansową. Z kolei dzieląc owe korzyści i wiedzę na szersze horyzonty wzrost okaże się jeszcze silniejszy, jeszcze trwalszy i jeszcze bardziej globalny. Wszystko to brzmi doprawdy pięknie, choć należy pamiętać, że będzie to długoterminowy plan, który napotkać może na swojej drodze liczne przeszkody. Tak czy inaczej powinien być lekarstwem dla ospałego w ostatnich latach globalnego wzrostu gospodarczego.
W poniedziałek Chińczycy pokazali również ostatnie dane makro dotyczące dynamiki produkcji, sprzedaży oraz inwestycji – wszystkie miary okazały się słabsze od oczekiwań. Spoglądając na wykres powyżej zobaczymy, że właściwie od czasu kryzysu sprzeda 10 lat, chińskie dane ulegają systematycznemu pogorszeniu. Obecnie dynamiki zarówno produkcji przemysłowej jak i inwestycje w środki trwałe są zbliżone do poziomów tuż po pokryzysowym dołku. W samym czasie spadła znacząco dynamika wzrostu gospodarczego.
Słabnące dane makro nie było korzystne dla walut krajów silnie związanych z Chinami. Australia, Nowa Zelandia czy inne azjatyckie tygrysy mocno polegają na Państwie Środka. Słabsze dane z Chin oznacza słabszy popyt na wiele towarów, które chińska gospodarka jest importerem. Niemniej od 2015 roku słabnące dynamiki figur makro przestały dalej spadać, co może być pierwszą jaskółką wskazującą stabilizację. W ostatnim czasie zawarto również znaczącą umowę handlową dotyczącą importu przez Chiny amerykańskiej wołowiny. Pokazuje to wciąż nie najgorsze stosunki dwóch, największych gospodarek świata.
Z drugiej strony nie należy zapominać o coraz bardziej wymagających warunkach finansowych. Ludowy Bank Chin od pewnego czasu systematycznie przykręca kurek z pieniędzmi, chcąc rozpocząć proces oddłużania się tamtejszych przedsiębiorstw. Wyższe koszty to również mniejszy apetyt po kolejny kredyt. Choć długoterminowo czynnik ten może okazać się korzystny (ceny nieruchomości w ostatnich latach biją maksima, co powinna zapalać czerwoną lampkę), to w krótkim terminie budzi to obawy o słabszy popyt.
RBNZ dopina swego. Perspektywa dla NZD bez zmian
Niemniej dzięki takiej inicjatywie jak program “Jeden Pan, Jedna Droga” widzimy wyraźną ulgę na rynku. Otrzymujemy zatem spójną mieszankę polityki rządowej oraz pieniężnej. Z jednej strony PBoC chroni przed dalszym dmuchaniem bańki, z drugiej strony rządowe inwestycje na ogromne sumy mogą polepszyć nastroje konsumentów, producentów, wspierając przy tym odbicie w danych makro. Jednak weryfikacja tego procesu nastąpi na przestrzeni kolejnych miesięcy, kiedy to poznamy usługowe oraz przemysłowe indeksy PMI, a następnie ich potwierdzenie lub zaprzeczenie przez twarde dane.
Najbardziej wrażliwy na chińskie dane makro dolar australijski wyraźnie dostał paliwa do wzrostów na początku tygodnia, lekceważąc słabsze dane za kwiecień, jakie pokazały Narodowe Biuro Statystyczne Chin. Moim zdaniem zwyżka na AUDUSD powinna być jedynie tymczasowa, a wielka strategia (jako czynnik do chwilowej aprecjacji AUD) szybko zostanie odsunięta na dalszy plan.
Warto dodać, że dywergencja AUDUSD z amerykańskimi obligacjami w ostatnim czasie zdecydowanie się zmniejszyła (o czynniku tym pisałem już na początku marca), niemniej dzisiejszy wzrost AUDUSD nie jest potwierdzony jakimś większym napływem kapitału do USA. Dopóki 0,7450 nie zostaje pokonane, dopóty poziom ten powinien stanowić dobrą okazję do wejścia w pozycję krótką. Wciąż widzę AUDUSD w rejonie 0,73 na koniec pierwszego półrocza.