Waluty z Antypodów nie radziły sobie specjalnie dobrze względem amerykańskiego dolara w kończącym się roku. Na dwa tygodnie przed ostatnią sesją na rynku walutowym NZD stracił 2,3%, zaś notowania AUD obniżyły się o 2,8% od początku roku. Na uwagę zasługuje fakt, że USD najmocniej zyskał do walut skandynawskich jak SEK (5,8%), NOK (4,3%) oraz DKK (3,1%), które przecież przed rokiem, ale także od dłuższego czasu, wymieniane były wśród grona najbardziej niedowartościowanych (wchodzenie w szczegóły to jednak temat na inną analizę). Po drugiej stronie zestawienia znalazł się CAD (3,7%) oraz GBP (2,7%). Z kolei notowania CHF oraz JPY w zasadzie nie uległy żadnej zmianie względem amerykańskiej waluty. W dzisiejszej analizie chciałbym skupić na dwóch walutach – NZD, AUD – oraz zarysować ich perspektywę na 2020 rok.
Polityka monetarna
Obydwa banki centralne dokonały obniżki głównej stopy procentowej o 75 punktów bazowych w 2019 roku. Różnicą było to, że bank Australii (RBA) dokonał tego w trzech, zaś bank Nowej Zelandii (RBNZ) w dwóch ruchach. Obecnie główne stopy repo wynoszą odpowiednio 0,75% oraz 1%. Próbując kreślić ścieżki dla polityki pieniężnej w tychże gospodarkach warto zajrzeć do ostatnich publikacji banków centralnych, gdzie zawarte są najnowsze projekcje makroekonomiczne. W przypadku prognoz PKB dynamika w 2020 roku w przypadku Australii ma być wyższa w porównaniu z Nową Zelandią (projekcje te nie uwzględniają jednak wpływu pakietu stymulacyjnego, o czym szerzej w dalszej części), lecz głównie przez wyższy szacowany wzrost cen, który w przyszłym roku ma znaleźć się powyżej 2%, przynajmniej według prognoz RBNZ. W roku 2021 w obydwu przypadkach dostrzegamy oczekiwany wzrost realnej dynamiki wzrostu PKB, niemniej to bardzo odległa przyszłość i nie przywiązywałbym do tego większej wagi.
Liczą się dwa aspekty. Po pierwsze fakt, że inflacja ma być wyższa w Nowej Zelandii niż w Australii (cel inflacyjny RBNZ jest niższy niż RBA) oraz poziom nominalnych stóp procentowych (vide poprzedni akapit). Według prezesa RBA Lowe’a efektywna granica dla cięć stóp procentowych wynosi 0,25%, co w praktyce oznacza, iż RBA ma jeszcze miejsce na maksymalnie dwie obniżki stóp, zanim uderzy w ten próg. Choć rynek jest względnie niepewny co do dalszych ruchów na stopach w przyszłym roku, to w mojej opinii jest spora szansa na redukcję już na posiedzeniu w lutym. Takie wnioski wyciągam po publikacji ostatniego protokołu z grudniowego posiedzenia RBA, gdzie wskazano konieczność przeprowadzenia kompleksowej analizy perspektywy gospodarczej na początku kolejnego roku.
Czy Fed faktycznie zaczyna nowe luzowanie ilościowe?
W przypadku Nowej Zelandii nie mówiło się wprost, gdzie znajduje się granica do dalszych obniżek stóp, jednak prezes Orr także wspominał o poziomie 0,25%. Oznacza to, iż Nowa Zelandia ma nieco większą przestrzeń do cięć, a zatem jest relatywnie dalej od implementacji niekonwencjonalnej polityki, coś co coraz śmielej rozważa RBA (program skupu obligacji skarbowych, ale i być może korporacyjnych). Choć na ostatnim posiedzeniu RBNZ nie wykluczył dalszych redukcji stóp w razie potrzeby, to ogólna retoryka zdaje się sugerować, że na ten moment tryb “wait and see” będzie najwłaściwszy. Co na to rynek, obecnie pełna obniżka o 25pb w Australii wyceniana jest do połowy 2020, zaś w Nowej Zelandii do końca 2020 roku wycenione jest cięcie o mniej niż 10pb.
Polityka fiskalna
Wraz z coraz mniej skuteczną polityką monetarną, nacisk zaczyna być w większym stopniu kładziony na politykę fiskalną, jako środek do walki ze spowolnieniem gospodarczym. Prawdą jest, że to właśnie polityka fiskalna może pozytywnie stymulować wzrost gospodarczy w długim okresie, zaś polityka monetarna powinna jedynie korygować krótkoterminowe zaburzenia. Oczywiście luzować politykę fiskalną powinny takie kraje, które mają ku temu przestrzeń, o czym pisałem już wielokrotnie, choćby w przypadku strefy euro.
Jeśli chodzi o kluczowe kraje azjatyckie, to pakiety stymulacyjne zapowiedziały w ostatnim czasie między innymi Japonia, Chiny (relatywnie niewielki) czy właśnie Nowa Zelandia, która planuje pakiet wielkości blisko 4% PKB w średnim terminie. Środki te, 12 mld NZD, mają zostać przeznaczone głównie na infrastrukturę, zaś pozostała ich część ma zostać wypłacona w formie pieniężnej. Według ministra finansów Robertsona, pakiet ten będzie w istotny sposób stymulować wzrost w przyszłym roku, a sama stymulacja jest zgodna z rekomendacją RBNZ. W tym miejscu należy wspomnieć, ze aktualne projekcje RBNZ nie biorą pod uwagę stymulacji fiskalnej, zaś z prognoz rządu wynika, że przyszłoroczna dynamika PKB może zbliżyć się do 2,9%, zatem bardzo podobnie jak w Australii, gdzie nie planuje się z kolei żadnych stymulacji, pomimo zachęt ze strony krajowego banku centralnego.
Sprawdź Profesjonalny Research InisiderFX
Naturalnie zachodzi pytanie, czy Nową Zelandię stać na pokaźną stymulację fiskalną. Rzut oka na powyższy wykres pozwala stwierdzić, że absolutnie tak. Saldo budżetowe od dłuższego czasu znajduje się w znacznie lepszej kondycji aniżeli w Australii, nie mówiąc już o poziomie długu publicznego. Ze względu na dodatkowe wydatki, saldo fiskalne w przyszłym roku ma być ujemne, jednak nadwyżki budżetowe mają wrócić już począwszy od 2021 roku. Co ważne, poziom długu publicznego netto w relacji do PKB ma pozostać w akceptowanym przedziale 15-25% (19,6% na koniec roku fiskalnego 2024). Dodatkowa stymulacja to zawsze impuls inflacyjny, co prawdopodobnie będzie skutkować dodatnią luką popytową w 2020 roku (bieżąca prognoza RBNZ sugeruje ujemną lukę wielkości 0,2% produktu potencjalnego). O ile nie wydaje się, że dodatkowa stymulacja rządu będzie czynnikiem zachęcającym RBNZ do podwyżek stóp, o tyle w moim przekonaniu na ten moment droga do ich redukcji jest daleka. Zatem dyferencjał stóp procentowych obydwu walut powinien w mojej ocenie skręcać w przyszłym roku na korzyść NZD.
Podwyżka płacy minimalnej
Poza stymulacją fiskalną Nową Zelandią czekają dwie podwyżki płacy minimalnej w ciągu dwóch najbliższych lat o łącznie 13%, tj. najwyższa w historii skumulowana dwuletnia dynamika wzrostu (do 20 NZD/h w 2021). Pobieżne szacunki pozwalają sądzić, że udział pracowników zarabiających minimalną krajową pensję wynosi około 7%. Stały wzrost płacy minimalnej będzie w mojej opinii pozytywnie oddziaływać na siatkę płac w reszcie gospodarki, co z kolei przełoży się na wyższe dochody rozporządzalne i wyższą konsumpcję (niższy poziom długu gospodarstw domowych w Nowej Zelandii w porównaniu z Australią może tutaj odgrywać ważną rolę, gdyż w Australii środki będą w większym stopniu przeznaczane na spłaty długu lub oszczędzanie, co już z resztą widać). Nie wydaje się również, że zapowiedziane podwyżki godzinowej stawki minimalnej są nadmierne w relacji do mediany płacy. Według danych OECD Nowa Zelandia charakteryzuje się stabilnym wskaźnik stawki minimalnej do mediany płacy w gospodarce od czasu kryzysu, a poziom ten wynosi około 0,6. Tym samym znalezienie się kraju z Antypodów relatywnie wysoko w tym rankingu nie powinno budzić obaw o nadmierny wzrost kosztów pracy. W Australii ostatnia podwyżka stawki minimalnej miała miejsce na początku bieżącego roku fiskalnego (lipiec) i wyniosła 3%.
Podsumowanie
Dolar nowozelandzki pozostaje wciąż w gronie najwyżej oprocentowanych walut w koszyku G10 i w mojej opinii sytuacja ta nie zmieni się w przyszłym roku. Ryzykiem dla takiego scenariusza jest dalsza eskalacja sporu handlowego między USA a Chinami, która zapewne negatywnie oddziaływałyby na waluty z Antypodów, choć w większej mierze prawdopodobnie na dolara australijskiego. W takich okolicznościach zwiększony popyt na waluty bezpiecznej przystani zapewne podbiłby notowania USD. W przeciwnym razie sądzę, że potencjalne wzrosty NZD mają największy potencjał właśnie wobec USD, który na podstawie realnego, efektywnego kursu walutowego (REER) pozostaje wciąż najbardziej przewartościowaną walutą koszyka G10. Również w bezpośrednim starciu uważam, że dolar nowozelandzki może radzić sobie lepiej wobec swojego australijskiego odpowiednika (zaangażowanie w parę AUDNZD ogranicza ekspozycję na zmiany sentymentu do ryzyka).