Światowe spowolnienie wzrostu gospodarczego trwa w najlepsze, a instytucji prognozujących głębszy zastój w sferze realnej przybywa. Październik przyniósł jednak pewien powiew świeżości, dający nadzieje na choćby stabilizację sytuacji w światowej gospodarce. Pewnego rodzaju zwrot nastąpił również w polityce monetarnej w niektórych bankach centralnych. Choć nikt jak na razie nie mówi o powrocie do restrykcyjnej polityki pieniężnej, to jednak dostrzec można rosnącą niechęć w dalszym stymulowaniu pieniężnym w niektórych gospodarkach, w tym w Stanach Zjednoczonych. Z drugiej strony z pozoru poprawiająca się sytuacja może odbić się czkawką, jeśli władze odpowiedzialne za implementację polityki fiskalnej pozostaną bierne.
Na samym wstępie chciałbym podkreślić, że jak na razie nie możemy mówić o jakimkolwiek przełomie, a cały obraz pozostaje dość ponury. Tym samym potencjalne przebłyski poprawy najprawdopodobniej nie będą wystarczająco silnym sygnałem do rewizji prognoz wzrostu gospodarczego, zarówno na świecie jak i nad Wisłą. Przechodząc już do rzeczy. Październik przyniósł pewne odbicia tzw. miękkich indeksów koniunktury gospodarczej w niektórych rejonach świata, czasami na poziomie zagregowanym, zaś czasami w poszczególnych komponentach.
Przykładem mogą być Stany Zjednoczone, gdzie miniony miesiąc przyniósł poprawę indeksów ISM zarówno dla przemysłu jak i usług. Struktura obydwu indeksów była podobna. Mianowicie, względnie solidnie wyglądające takie komponenty jak zatrudnienie, nowe zamówienia i nowe zamówienia eksportowe oraz słabość po stronie importu oraz cen. Te ostatnie dwa elementy są dość wymowne, gdyż utrzymywanie się słabości tamże mogłoby świadczyć o obniżającym się popycie wewnętrznych w największej gospodarce świata. Oczywiście jedna jaskółka wiosny nie czyni, co działa również w drugą stronę. Ponadto, warto wziąć pod uwagę ostatnie słowa szefa Fed Powella, który zasugerował, przy okazji ostatniej konferencji prasowej, iż poprzeczka do podwyżek stóp procentowych jest zawieszona naprawdę wysoko. W tym kontekście słabości po stronie subindeksów cen oraz potencjalne obniżenie się oczekiwań inflacyjnych stanowią zagrożenie. Warto również wskazać na potężny skok nowych zamówień eksportowych w indeksie przemysłowym, który był najwyższy od stycznia 2011.
Pewien stopień poprawy zarejestrowany został również w Chinach, z tym że tam sytuacja wygląda różnie jeśli pod uwagę weźmiemy wielkość ankietowanych przedsiębiorstw. W tych mniejszych odbicie indeksu PMI skutkowało wzrostem do najwyższego poziomu od lutego 2017, z kolei aktywność gospodarcza wśród większych firm minimalnie pogorszyła się. Co ważne, subindeks nowych zamówień eksportowych wśród mniejszych przedsiębiorstw wzrósł w najszybszym tempie od kilkunastu miesięcy, co poniekąd jest spójne z tym co widoczne było w amerykańskiej ankiecie ISM. W moim przekonaniu poprawa w indeksach koniunktury dwóch największych gospodarek świata miała wiele wspólnego z doniesieniami odnośnie do trwającego sporu handlowego na linii Pekin – Waszyngton. Warto przypomnieć, że obydwie strony w ostatnim czasie zaczęły wysyłać coraz to bardziej optymistyczne komentarze sugerujące, że oprócz odroczenia implementacji nowych ceł w grudniu, możemy również spodziewać się stopniowego wycofywania się z taryf celnych już wdrożonych. Taki układ miałby rzekomo obowiązywać w ramach tzw. pierwszej fazy porozumienia handlowego, która jak na razie nie została jednak dopięta na ostatni guzik.
Czy Fed faktycznie zaczyna nowe luzowanie ilościowe?
Tym samym wydaje się, że dalsze losy pierwszych symptomów osiągnięcia dna przez światową koniunkturę będą zależało w dużej mierze od wątku wojny handlowej USA – Chiny. W przypadku faktycznego wycofywania się z ceł przez obydwie strony moglibyśmy doświadczyć spadku w stopniu niepewności z tym związanym, co pozytywnie mogłoby stymulować dwie największe gospodarki świata. Drugie skrzypce będzie grała również saga pt. Brexit i zaplanowane na grudzień przedterminowe wybory parlamentarne. Biorąc pod uwagę, że większość firm jest już przygotowana na dokonanie takiego “zabiegu” wydaje się, że faktyczne uzgodnienie terminu wyjścia Wielkiej Brytanii z UE byłoby pozytywną wiadomością, która również obniżyłaby stopień niepewności.
Z drugiej strony pozostaje jeszcze kwestia popytu wewnętrznego w Państwie Środka oraz na ile obecne spowolnienie aktywności gospodarczej tamże jest wynikiem działań na froncie handlowym, a na ile są to kwestie spowodowane spadkiem popytu krajowego. Analizując dane o inflacji można wyciągnąć wnioski, że krajowa presja cenowa tamże pozostaje słaba, na co wskazuje dywergencja w inflacji dóbr konsumpcyjnych oraz usług. Zatem wygląda na to, że mocniejsze wzrosty cen w Chinach mają podłoże stricte egzogeniczne, związane przede wszystkim ze wzrostami cen żywności, głównie mięsa wieprzowego z racji wirusa ASF, ale także przez efekt substytucji innych rodzajów mięs. Taki miks oznacza, że Ludowy Bank Chin prawdopodobnie będzie wciąż delikatnie starał się stymulować gospodarkę poprzez luzowanie polityki pieniężnej. Niemniej po stronie fiskalnej wiele zrobić już nie można z racji ogromnego zadłużenia. Ekspansywna polityka pieniężna, bez implementacji różnego rodzaju środków makro-ostrożnościowych, również nie będzie pożądana na dłuższą metę z racji ryzyka dalszego narastania bańki na rynku nieruchomości.
O ile pewne oznaki poprawy widoczne były w ostatnim czasie w Azji oraz Ameryce Północnej, o takim stanie rzeczy nie możemy powiedzieć w przypadku Europy, a już na pewnie nie w kontekście indeksów PMI. Generalnie październik nie przyniósł istotniejszej poprawy ani w indeksach przemysłowych, ani w usługowych w najważniejszych gospodarkach strefy euro. Z kolei o znacznym rozczarowaniu możemy mówić w przypadku polskiego PMI, który tąpnął do 45,6, czyli najniższego poziomu od połowy 2009 roku. Po stronie “twardych” danych możemy mówić o nieco lepszych odczytach choćby w przypadku produkcji przemysłowej na poziomie strefy euro (za wrzesień), która w ujęciu miesięcznym pokazała drugi z rzędu wzrost. Niemniej znowu duża w tym zasługa krajów peryferyjnych, podczas gdy kluczowe gospodarki, w tym niemiecka, radziły sobie miernie. We wrześniu lepiej wypadły również niemieckie zamówienia w przemyśle, gdzie odnotowaliśmy wzrosty w ujęciu miesięcznym we wszystkich destynacjach – po raz pierwszy od grudnia ubiegłego roku. Lekkim plusem można oznaczyć również wstępny odczyt niemieckiego PKB za trzeci kwartał, który pokazał wzrost w ujęciu kwartalnym o 0,1%. Tym samym Niemcy uniknęły technicznej recesji. Taka sytuacja jednak wbrew pozoru może okazać się niekorzystna, gdyż ogranicza ona naciski na władze w Berlinie do zwiększonej stymulacji fiskalnej, która mogłaby ograniczyć głębokość spowolnienia.
Polacy pracują coraz bardziej efektywnie
Reasumując, poprawa w Europie to za duże słowo, jednak promyk nadziei i owszem. Z punktu widzenia polskiej gospodarki wiele będzie zależało czy ewentualne ożywienie nadejdzie ze strony USA czy może Europy. Jeśli zza oceanu, wówczas pozytywny wpływ na polską gospodarką będzie znacznie mniejszy, przynajmniej do momentu wyraźniejszego odczucia tejże poprawy w Europie zachodniej, głównie w Niemczech. Warto również mieć na uwadze, że historycznie rzecz ujmując europejski PMI dla przemysłu wpływał na przemysłowy ISM, nie odwrotnie. Stąd jest mało prawdopodobna sytuacja, w której indeks amerykański ulega stopniowej poprawie, zaś indeks europejski stoi w miejscu, bądź jeszcze pogarsza się. Na wyraźniejszym ożywieniu popytu zagranicznego skorzystałaby bez wątpienia również Polska, której eksport do Niemiec w dużym stopniu jest następnie reeksportowany dalej. Z drugiej strony ryzykiem dla Polski jest ewentualnie załamanie się popytu krajowego w Niemczech, który do tej pory wyglądał dobrze. Warto bowiem pamiętać, że istotna część polskiego eksportu do Niemiec to dobra finalne, na które popyt zależy wyłącznie od sytuacji u naszych zachodnich sąsiadów.
W całej tej układane warto również spojrzeć na ujęcie globalne oraz pewne zmiany w polityce pieniężnej jakie zaszły ostatnim czasie. Do analizy wziąłem pod uwagę trzy banki centralne – Australii, Nowej Zelandii oraz USA. To właśnie bankierzy centralni w tych instytucjach stali się ostatnio mniej chętni do kontynuacji cięć stóp procentowych, które od początku roku zostały zredukowane o 75 punktów bazowych w każdym z wymienionych państw. W Australii mówi się o “niechcianych konsekwencjach niskich stóp procentowych”. W Nowej Zelandii bank centralny podkreślał wpływ deprecjacji tamtejszego dolara, zaś w USA Rezerwa Federalna doszła do wniosku, że bilans ryzyk dla gospodarki faworyzuje pauzę w luzowaniu polityki. Nie jest jednak tak, że banki te zamierzają dokonywać jakiegoś zwrotu i nagle zacząć podwyższać stopy, do tego droga jest bardzo daleka i wyboista. Niemniej jednak rynek nie wierzy już w istotne cięcia stóp na przestrzeni kolejnych 12 miesięcy (w ostatnim czasie istotnemu wzrostowi uległy również rentowności obligacji). W analizowanych trzech gospodarkach wyceniane jest obecnie cięcie o około 10 punktów bazowych, co nie jest znaczącą wartością (dane na 13 listopada). Pewne wzrosty wyceniane są z kolei w przypadku Szwecji, Norwegii czy Japonii. Pola do obniżek stóp nie ma zdaniem uczestników rynku również w strefie euro, czemu zdają się przyklaskiwać niektórzy członkowie EBC. Tak więc wydaje się, że obecnie banki centralny wzięły głębszy oddech i do końca roku nie powinno się już na tym polu wiele zmienić. Z kolei przyszły rok i dalsze poczynania na tej płaszczyźnie będą mocno uzależnione od polityki handlowej między USA a Chinami, gdzie Donald Trump powinien szukać rozejmu z racji zbliżających się wyborów prezydenckich.